“Rodzina 500+” to projekt rządowy wdrożony już od jakiegoś czasu w życie. Choć zdania wśród ekonomistów i polityków są w tej kwestii podzielone, jedno jest pewne – mało kto nie skorzysta z takiej okazji, jeśli tylko spełnia warunki tej przyjętej i realizowanej z powodzeniem koncepcji socjalnej. Dla wszystkich jednak, którzy choćby przeczuwają, że przeznaczanie dodatkowych środków wyłącznie na bieżącą konsumpcję to pomysł chybiony… przygotowaliśmy szereg konkretnych wskazówek, które uściślą tę słuszną intuicję i pomogą jak najefektywniej zainwestować dodatkowe 6.000 zł wpływów rocznie.
Wyliczanie metod poprzedźmy jednym jeszcze uzasadnieniem dla planu inwestycyjnego w miejsce bieżących wydatków. Pojawiają się otóż prognozy, że w dłuższej perspektywie 500+ przyczyni się do jeszcze większej dziury w budżecie, którą będą łatać… pośredni beneficjenci tego dodatku – dzisiejsze dzieci. Aby zminimalizować ryzyko takiego czarnego scenariusza, warto więc podejść do programu z głową. Ekonomicznie.
Być może nie jesteś jeszcze pewien, ale przeanalizuj to: jeśli jako rodzic dobrze dawałeś sobie radę, zanim jeszcze program 500+ wszedł w życie, nie zaszkodzi obyć się bez tego wszystkiego, co stało się możliwe po urzeczywistnieniu programu. Innymi słowy – skoro potrzeby dzieci są dostatecznie zaspokojone, a pieniędzy z dodatku od państwa jeszcze trochę zostaje – zainwestuj, nie przejadaj. To się opłaci.
Miejmy świadomość, że 500+ to doskonała okazja dla tych wszystkich, którzy nie stworzyli jeszcze portfela inwestycyjnego, omijając raczej wszelkie państwowe instytucje, które (z założenia) takim celom miałyby pomagać. Tak naprawdę, najbardziej liczy się tutaj trwała świadomość, iż oszczędzenie tych pieniędzy to naprawdę najlepsze posunięcie. Buduje to wewnętrzną dyscyplinę, która powstrzymuje nas przed wydatkami doprawdy niepotrzebnymi i nierzadko spontanicznymi. Pojawia się tu bowiem szansa na systematyczne oszczędzanie w perspektywie długich lat! Możemy zatem poniekąd osiągnąć cel przewidziany przez rząd – pomóc dzieciom, ale poprzez inwestowanie uzyskanych kwot… w swoisty kapitał początkowy dla potomstwa.
Dziecko jest inwestycją
Zacznijmy zatem – być może nieco przewrotnie – od inwestycji bezpośrednio w dziecko. W dobie ciągłego mantrowania o “kapitale ludzkim” warto pamiętać, że największy kapitał z tym przymiotnikiem to ludzki potencjał, natomiast państwowa edukacja – oskarżana o przestarzałość przez szerokie grono naukowe – delikatnie mówiąc, potencjał ten wydobywa nie w pełni. Jeśli Twoje dziecko wykazuje dowolny talent – sportowy, muzyczny, plastyczny, pisarski, matematyczny – warto zainwestować w te właśnie predyspozycje. Jest to co prawda wydatek w czasie rzeczywistym, lecz jednocześnie można nazwać to inwestycją, gdyż w przyszłości taka decyzja mocno zaprocentuje.
Tak, powtórzmy: warto inwestować w rozwój dziecka i nacisk na jego szczególnie widoczne uzdolnienia. Państwowa edukacja, po części siłą rzeczy, “równa do dołu”. Gdyby porównać talent Twojego dziecka do silnika samochodowego, zajęcia szkolne z ulubionego przedmiotu są dla niego – tak, czy inaczej – jak nieśmiałe pełzanie do przodu w ledwo poruszającym się korku. Dogodne warunki dla wyciągnięcia całej mocy zapewniają silnikowi zdrowie, zamiast go zacierać. Dlatego też, inwestycja w rozwój dziecięcych talentów oznacza korzystanie z usług prywatnych, które trochę kosztują. Wpływy z 500+ okazują się tutaj jak znalazł.
Jeden konkretny cel czy dywersyfikacja?
Konkretnym celem może być polisa posagowa, zabezpieczenie przyszłości dzieci. W przypadku gdy środki z programu 500+ są nadwyżką a nie jesteśmy przekonani do dywersyfikacji inwestycji możemy się zdać na takie rozwiązanie i nie przejmować się czynnikami zewnętrznymi mogącymi naruszyć stopę zwrotu. Dla osób, które nie martwią się o notowania i mają czas na analizę mamy inną propozycję – cztery rodzaje aktywów, które mogą stać się celem naszych inwestycji. Mianowicie – obligacje, akcje, surowce i złoto; to ostatnie wzbogacone jest o bufor płynnościowy, czyli gotówkę. Odpuśćmy sobie raczej nieruchomości – wysoki jednostkowy próg wejścia może być problematyczny. Jako podobny strzał w kolano jawią się rozmaite “alternatywy”, jak inwestycje w drogie alkohole, sztukę i tego typu atrakcje. Jest to, owszem, świetne rozwiązanie, ale wyłącznie dla osób, które dysponują już sporym majątkiem, wobec czego spożytkowanie paru jego procent na takie “bajery” nie będzie dla nich odczuwalne.
Bez wątpienia, najwięcej wątpliwości i wahań rodzi pytanie o zakres rozdzielania wpływów z 500+. Zdecydować się na jeden tylko cel inwestycyjny, powiedzmy – obligacje, a może dwa? Obligacje i złoto, to brzmi dobrze. Cóż, zawsze można przecież postanowić na inwestycje równo rozdzielone na każdy rodzaj aktywów. Oczywiście, dużo zależy tutaj od konkretnych okoliczności i sytuacji indywidualnej, a decyzja musi być poprzedzona dogłębną analizą tych czynników.
Niemniej, praktyka mówi, iż każdy inwestor prędzej dopływa do celu, kiedy ma na wyposażeniu kilka kół ratunkowych. Rok taki jak 2015 nie zdarza się często, toteż wizja, że wszelkie klasy aktywów okażą się porażką, jest mało prawdopodobna. Portfel inwestycyjny musi cechować się balansem. Wówczas niemal gwarantuje dodatnią stopę zwrotu, nawet w przypadku krachu jednego z jego segmentów.
Jak właściwie dzielić
Tutaj sprawdza się dobrze znane powiedzenie – geniusz tkwi w prostocie. Najlepszą, bo optymalną opcją, będzie więc równe rozdzielenie inwestycji. Opcja ta umożliwia domyślne działanie z jednoczesną gwarancją, że elastyczność i kontrola nad portfelem zostanie w pełni zachowana. W takim równo podzielonym szablonie, jedna czwarta uzyskanych środków z 500+ będzie poświęcona na prawdziwe złoto w formie monet bulionowych. Mimo równego podziału, znaczenie nie jest równe; inwestycja w owe monety dobrze sprawdzi się jako, można powiedzieć, zasadniczy rdzeń “programu inwestycyjnego 500+”. Jedynie radykalnie trudne i wyjątkowe okoliczności mogą pchnąć nas do naruszenia tego fundamentu.
Drugim zasobem mogą być obligacje, a więc narzędzia, które generują staly i cechujący się względnym bezpieczeństwem dochód – bez względu na panującą akurat gospodarczą koniunkturę. Obligacje to jednak prosty termin, pod którym kryje się jeszcze mnóstwo opcji do wyboru: mamy tutaj nawet dług państwowy, ale z tych bardziej znanych (i mniej cynicznych) można wymienić choćby obligacje municypalne czy też papiery korporacyjne. Teoretycznie – ale najczęściej i praktycznie – najlepsze jest postawienie na zakupienie detalicznych obligacji Skarbu Państwa. To ze względu na możliwie najniższe ryzyko, a także zerowe nieomal koszty transakcyjne oraz intuicyjność ich obsługi. Bywa, że ich oprocentowanie pozostawia wiele do życzenia, ale to i tak ludzka wybredność, ponieważ przy ofertach większości banków jest ono nadal całkiem dogodne.
Trzeci segment naszego inwestycyjnego portfela powinien być przewidziany dla akcji. Ów segment wyróżnia się swoim znaczeniem, ale w perspektywie długoterminowej, ponieważ kryje się tutaj potencjał największych profitów. Nie powinniśmy ograniczać się jednak do najbardziej banalnych dróg – Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie to nie wszystko. Co prawda na samym starcie kapitał będzie zbyt mizerny, by skutecznie inwestować w obrębie rynków zagranicznych (tam prowizje oferowane przez rodzimych brokerów przewyższają nawet stawki na Giełdzie Papierów Wartościowych), jednak sama Warszawa to źródło akcji, które są w stanie pełnić funkcję długoterminowej lokaty. Zwłaszcza chodzi tutaj o papiery spółek, które nie skąpią i obficie dzielą się zyskami z akcjonariuszami. Indeks WIGdiv to dobre miejsce, w którym możemy poszukiwać spółek dywidendowych.
Listę segmentów “programu 500+” zamyka znana i kochana gotówka. Jest ostatnia, ale równie istotna: stanowi płynną rezerwę, która może posłużyć pomocą, kiedy pojawią się niespodziewane okazje, a rynek co pewien czas jest ich świadkiem. Trzeba jednak przyznać, że ten konkretny komponent rodzi niewielkie odsetki. Odpowiednio dobrane stopy procentowe to najwięcej, co można zrobić, by nacieszyć się choć drobnym zyskiem w tym względzie. Jako że w skali globalnej nasze czasy nie są spokojne (co przekłada się również na sytuację gospodarczą), warto zachować nieco gotówki… w gotówce. Dokładnie – trzymanie jakiejś części grosza w tzw. skarpecie nie jest wcale złym posunięciem. To raczej przezorność, a powiedzenie o przezorności wszyscy dobrze znamy.
Inwestycja, jak widać, niejedno ma imię. “Zasiłek” w postaci 500+ jest w tym świetle znakomitym przyczynkiem do przyspieszonego kursu ekonomii. Warto z tej lekcji dobrze skorzystać i wynieść z niej więcej, niż krótkoterminową radość z remontu mieszkania czy krajoznawcze wycieczki. Jeszcze będzie na nie czas.